Miało się nic nie dziać. Słodkie nieróbstwo w promieniach słońca. D. nabrała ochoty na grilla i tak sie stworzyło niezapowiedziane garden party urodzinowe.
Świetnie sprawdziło się podanie chłodniku w większej misie wysypanej lodem, czy "lodówka" na trawie - butelki wysypane lodowatymi kosteczko - kuleczkami. Grillowo było skromnie, ale wystarczająco. Szaszłyki z kurczaka marynowego w pomidorowej tapenade (piersi kurczaka stłuczone między kawałkami folii, obłożone przez noc tapenade, następnego dnia pokrojone w ok 2 cm szerokości paski i nadziane na wymoczone patyczki do szaszłyków). Miękkie, soczyste, pachnące latem. Do tego kaszanka kupiona "od baby" na targu w Piasecznie zapieczona z gałązkami świeżego tymianku i rozmarynu.
I na deser nasze ulubione ciasto czekoladowe z Kwestia Smaku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz