piątek, 8 stycznia 2010

Bezwstydne Brownie

Mogłabym mieć sklep z czekoladą.





 Co ciekawe, czekolada w tabliczkach, cukierkach i innych ptasich mleczkach przekonuje mnie zaledwie w 90%. Ale wszystkie musy, ciastka, fontanny, fondue - umieram ze szczęścia. Może dlatego, że podgrzanie czekolady wyzwala ten szalony, prowokujący, obezwładniający aromat, który drażni nos, wypełnia cały dom i niesamowicie poprawia humor. No i to uczucie "melting chocolate" na języku... Ta aksamitna gładkość pieszcząca moje zmysły... Boże, czemu ktoś nakłamał, że brylanty są najlepszym przyjacielem kobiety?! Zatem szybki przepis na szybki poprawiacz humoru wg. Agnieszki Kręglickiej. Ten przepis jest wielokrotnie wypróbowany i, co ważne, nie daje zbyt słodkiego rezultatu. Brownie jest bezwstydnie czekoladowe, chrupkie z wierzchu i wilgotne w środku:).
A skąd się wziął ten przepis? Otóż pewna Amerykanka zapomniała do zwykłego, czekoladowego placka dodać proszku do pieczenia. I... powstało cudo, które ma rzesze wielbicieli, a u nas - dziś zrobione już znikło!
To brownie nie przypomina sklepowych gniotków, jest OBŁĘDNE!!





Potrzebujemy:
200 gram gorzkiej czekolady (Wedel 70% jest idealny)
200 gram dobrego masła (kostkę)
6 jajek (ja używam zielononóżkowych)
300 g cukru
100 g mąki

Masło i czekoladę rozdrabniamy do cząstek wielkości, mniej więcej, kostki czekolady. Na garnku z gotującą wodą umieszczamy miskę z czekoladą i masłem, mieszamy do rozpuszczenia. W Ikei kupiłam takie fajne coś, co ma z jednej strony rączkę , a z drugiej haczyk i służy właśnie do wieszania na garnku celem wykonania kąpieli wodnej.
Leniuchy zamiast kąpieli wodnej mogą użyć mikrofali. Też się uda. Czekolada sobie teraz lekko stygnie.

W tym czasie rozgrzewamy piekarnik do 200stopni (żeby było szybciej - nagrzewam z termoobiegiem, potem termoobieg wyłączam, zostawiam na zwykły tryb pieczenia).
Foremkę ok.  35x60 cm wykładam papierem do pieczenia.

No i pora na straaaaasznie ciężką pracę: 6 jajek wbijam do dzieży miksera i włączam maszynę. Jajka się ubijają ,a ja powoli wsypuję 300 g cukru. Jak się rozmiesza dosypuję mąkę. Mikser cały czas kręci. Tera przelewam czekoladę z masłem, dalej miksuję. Gdy masa stanie się jednolita przelewam do foremki. Piekę 18 minut. Brownie nie może być przesuszone. Chodzi o to, żeby skórka, która podczas pieczenia lekko pojaśniała pozostała chrupiąca, a w środku żeby było czuć wręcz mokrą czekoladę.
Ta wersja jest moją ulubioną, ale można dodawać otartą skórkę z czekolady, orzechy, wszystko, co pasuje do czekolady.

niedziela, 3 stycznia 2010

Tatar z łososia.

Są różne pomysły na tatara z łososia. Jadłam już i z wędzonego  i ze świeżego. Ten jest ze świeżego, a dzięki sporej ilości soku z limonku trochę mi się kojarzy z południowoamerykańskim ceviche. Tatarek świetnie sprawdza się pod mrożoną wódeczkę, z ciemnych chlebem, ale fajny jest też jako przystawka.

Na porcję przystawkową dla 4-6 osób potrzeba:
ok. 1/2 kg ABSOLUTNIE świeżego filetu z łososia (skórę łatwo odetniemy w domu prowadząc nóż płasko, blisko skóry)
1 limonkę
2 łyżki kaparów
2 szalotki lub 2 małe dymki

sól, pieprz, oliwa do smaku


Pozbawionego skóry łososia siekamy na desce do krojenia ostrym ożem na cosraz drobniejsze kawałeczki. Każdy raczej wie, jak wygląda tatar, więc też wie, jak drobne kawałeczki być muszą. Ale zajmuje to max. 5 minut. Do posiekanej ryby wciskamy sok z limonki, dodajemy posiekaną cebulkę i posiekane kapary. Solimy, pieprzymy, dodajemy oliwy - wszytsko do smaku. Oliwy na tę porcje nie dawałabym więcej niż 1 łyżka. Zostawiam w lodówce pod przykryciem na minimum godzinę. Przed podaniem formujemy knelki - czyli wrzecionka, dwiema stołowym łyżkami. Kto nie potrafi, może delikatnie uformować w rękach kulki, albo "placuszki". Fajnie wygląda podane z przepiórczym żółtkiem w skorupce.

Pieczony królik z szalotkami.

Podobno, jak w jakiejs reklamie było, łatwo i szybko to można dostać w twarz. Albo jakoś podobnie. A ja lubię łatwo i szybko dostać coś dobrego do zjedzenia. Coś co pięknie pachnie, świetnie smakuje, na moim zdjęciu wygląda, hm... żałośnie, ale jest pyszne. No i o tyle fajne, że nie trzeba stać , jak kto głupi przy garach. To wtedy, kiedy się nie ma chęci za długo zajmowac sie gotowaniem.


1 kg królika ( w naszym sklepie kupujemy mrożone porcje - 4 nogi)
3/ 4 szklanki dobrej oliwy
1/2 szklanki czerwonego wina
1/4 szklanki balsamico
2-3 rozgniecione pięścią żabki czosnku
mała garść igieł świeżego rozmaryny lub 4 całe gałązki
20 szalotek
sól i pieprz do smaku

natrzeć mięso solą i pieprzem. Wszystkie składniki włożyć i wlać do dużego woreczka strunowego. Zamknąć i potrzymać ok. 2 godzin. Przełożyć do brytfanny lub garnka żaroodpornego. Piec w 180 stopniach ok. 1,5 godz.  Po godzinie dołożyć szalotki.Ja uwielbiam, kiedy królik zaczyna się rozpadać, więc jeśli nie jest taki po półtorej godzinie - daję mu jeszcze pół.



Zimowa herbata bez prądu.

Kiedy za oknem biały puch otula cały świat, drzewa uginają się pod czapami śniegu, a mróz lakieruje brylantowo każdą gałązkę robi się tak romantycznie, tak uroczo. Że tylko przypiąć deski, poszusować w dół zbocza a potem napić się rozgrzewającej zimowej herbatki. Tylko ja, do cholery, nie lubię zimy! No fakt, ładniej świat wygląda, kiedy psie kupy na chodnikach są przykrytą śnieżną bielą, ale we mnie jest sprzeciw  - NIE LUBIĘ zimna, wilgoci, dziesięciu par gaci, żeby nie zamarznąć i takich tam. A że ostatnio sporo poruszam się nożnie, brnę w zaspach to i tyłeczek z lekka odchudzony :))) podmarza. Na zmarznięte wszystko świetna jest herbatka:

dla 2 osób trochę zmarzniętych:
1 litr dobrej, czarnej, owocowej mocno zagrzanej herbaty,
6-8 goździków,
kawałek cynamonu (ostatecznie szczypta proszkowanego)
garść rodzynków
1 pomarańcza
1 czerwony grejfrut
1/2 jabłka typu granny smith (ale ... nie bądźmy drobiazgowi - każde będzie ok)
sok malinowy

Herbatę (odcedzoną z fusów) z przyprawami i rodzynkami mocno zagrzewamy, ale nie gotujemy. Dodajemy pokrojone w półplastry pomarańcze, pokrojoną w półplasterki połówkę jabłka i wyfiletowane cząstki grejfruta (ważne - białe "coś", jeśli zostanie na owocu spowoduje, że herbata zrobi sie gorzka). Podajemy w dzbanku.

Na dno dużej szklanicy wlewamy porcję soku malinowego, wlewamy herbatę, ale tak, żeby za bardzo nie ruszyć soku, na wierzch wkładamy cząsteczki owoców. Za diabła nie wiem, czemu nie zrobiłam zdjęcia, bo to ślicznie wygląda. Każdy sobie miesza i popija i robi się cieplej na duszy.